DOM KULTURY OSKARD
Konin | Polska
CENTRUM KULTURY I SZTUKI W KONINIE
Pojekt przebudowy i rozbudowy Centrum Kultury i Sztuki w Koninie – Dom Kultury Oskard
Realizacja projektu przebiegała w firmie LOCUM sp. z o.o. sp. k pod przewodnictwem arch. Małgorzaty Paszyn
Adres: Al. 1 Maja 7a, Konin
Czy Oskard – dom kultury – zasłużył na Oskara za zmianę charakteru?
Stal i surowy beton, niektóre z okien niemal zlicowane z elewacją, wyraźna, ostro zarysowana bryła – ma to niewątpliwie swój urok. Ale kiedy taki obiekt, wybudowany w duchu brutalizmu, jest nieprzyjazny, zamknięty, kompletnie niefunkcjonalny, nie może przetrwać w dzisiejszych czasach w swojej dawnej formie, zwłaszcza, gdy mowa jest o budynku będącym ośrodkiem kultury.
Pani Hanna przepracowała w nim swoje najlepsze młode lata. Z nierozerwalnymi okularami i uśmiechem na twarzy nadawała jasności i lekkości jego wnętrzom – tego, czego najbardziej mu brakowało. Ale nadal zachwycał formą, był czymś nowym, intrygującym, wyróżniającym się na tle konińskiej architektury. (Trochę jak Michał, w którym podkochiwała się w tamtych czasach).
Niestety nie każdemu dane było do niego wejść, by oddać się intelektualnym dyskusjom przy… paluszkach. Tylko ktoś o szybkich i sprawnych nogach mógł pokonywać schody znajdujące się w jego wnętrzach. Ktoś dokładnie taki jak pani Hanna. Osoby rozkochane w sztuce, chętne do uczestnictwa w życiu miejscowej kontrkultury, jeśli nie poruszały się o własnych nogach, a o wózku, już nie mogły sobie na taki luksus pozwolić. Oskard był dostępny, ale nie dla każdego. (Ponownie jak Michał).
Co to za dom, do którego nie mogą dostać się niepełnosprawni? Co to za kultura, jeśli jest dostępna tylko dla nielicznych? Ośrodek kultury ma zapraszać do siebie, tak, być otwarty, nie tylko w weekendy, ale także na gości. Funkcja i estetyka powinny w takiej budowli iść ze sobą w parze, trzymać się za ręce jak zakochani. Dlatego kilka lat temu zapadła decyzja o modernizacji tej – nomen omen – modernistycznej budowli, jaką jest Oskard.
Dziś pani Hanna, gdy patrzy na wnętrza gmachu wyremontowanego ośrodka kultury, uśmiecha się do siebie. Przypomina jej bowiem nie tylko o latach młodości, ale jest także dowodem na to, że nie warto obawiać się zmian. Że trzeba iść z duchem czasu. Opowiada nam o tym przy – a jakże – paluszkach. Gdy wstaje z krzesła, schyla się po sportową torbę. – Uciekam na tańce latino – rzuca na pożegnanie. – Chodzę razem z mężem, moim Michałem – dodaje.
Na wczesnym etapie mojej kariery wzięłam udział w zaprojektowaniu gruntownej przebudowy tej monumentalnej bryły, która dotąd przypominała o przemysłowej, „brudnej”, górniczej historii miasta. Wraz z zespołem dopasowaliśmy ją do dzisiejszych czasów, nadaliśmy lekkości, jednocześnie czyniąc ją na wskroś modernistyczną i otwartą. Tak, otworzyliśmy ją na ludzi, bo po gruntownym remoncie i powiększeniu Oskard zyskał dodatkową przestrzeń na nowe sale, znalazły się tu wreszcie, nieobecne od samego początku, windy, olbrzymie przeszklenia oraz zagościł jasny, poniekąd skandynawski design wnętrz, który wyparł ciężkie (dosłownie i w przenośni) marmury – wspomina projekt modernizacji Oskarda architekt Adrianna Czerniak.
Pani Hanna przepracowała w nim swoje najlepsze młode lata. Z nierozerwalnymi okularami i uśmiechem na twarzy nadawała jasności i lekkości jego wnętrzom – tego, czego najbardziej mu brakowało. Ale nadal zachwycał formą, był czymś nowym, intrygującym, wyróżniającym się na tle konińskiej architektury. (Trochę jak Michał, w którym podkochiwała się w tamtych czasach).
Niestety nie każdemu dane było do niego wejść, by oddać się intelektualnym dyskusjom przy… paluszkach. Tylko ktoś o szybkich i sprawnych nogach mógł pokonywać schody znajdujące się w jego wnętrzach. Ktoś dokładnie taki jak pani Hanna. Osoby rozkochane w sztuce, chętne do uczestnictwa w życiu miejscowej kontrkultury, jeśli nie poruszały się o własnych nogach, a o wózku, już nie mogły sobie na taki luksus pozwolić. Oskard był dostępny, ale nie dla każdego. (Ponownie jak Michał).
Co to za dom, do którego nie mogą dostać się niepełnosprawni? Co to za kultura, jeśli jest dostępna tylko dla nielicznych? Ośrodek kultury ma zapraszać do siebie, tak, być otwarty, nie tylko w weekendy, ale także na gości. Funkcja i estetyka powinny w takiej budowli iść ze sobą w parze, trzymać się za ręce jak zakochani. Dlatego kilka lat temu zapadła decyzja o modernizacji tej – nomen omen – modernistycznej budowli, jaką jest Oskard.
Dziś pani Hanna, gdy patrzy na wnętrza gmachu wyremontowanego ośrodka kultury, uśmiecha się do siebie. Przypomina jej bowiem nie tylko o latach młodości, ale jest także dowodem na to, że nie warto obawiać się zmian. Że trzeba iść z duchem czasu. Opowiada nam o tym przy – a jakże – paluszkach. Gdy wstaje z krzesła, schyla się po sportową torbę. – Uciekam na tańce latino – rzuca na pożegnanie. – Chodzę razem z mężem, moim Michałem – dodaje.
Na wczesnym etapie mojej kariery wzięłam udział w zaprojektowaniu gruntownej przebudowy tej monumentalnej bryły, która dotąd przypominała o przemysłowej, „brudnej”, górniczej historii miasta. Wraz z zespołem dopasowaliśmy ją do dzisiejszych czasów, nadaliśmy lekkości, jednocześnie czyniąc ją na wskroś modernistyczną i otwartą. Tak, otworzyliśmy ją na ludzi, bo po gruntownym remoncie i powiększeniu Oskard zyskał dodatkową przestrzeń na nowe sale, znalazły się tu wreszcie, nieobecne od samego początku, windy, olbrzymie przeszklenia oraz zagościł jasny, poniekąd skandynawski design wnętrz, który wyparł ciężkie (dosłownie i w przenośni) marmury – wspomina projekt modernizacji Oskarda architekt Adrianna Czerniak.